“Chłopiec z pudełka”. Dziecko, którego nikt nie szukał

Pewnego lutowego poranka w lesie w Filadelfii znaleziono niewielkie, tekturowe opakowanie z makabryczną zawartością. W kartonie po dziecięcej kołysce znajdowało się nagie ciało kilkuletniego, wychudzonego chłopca. Służby chwytały się wszystkich możliwych rozwiązań, by ustalić tożsamość zmarłego. Skrajnie zaniedbanego dziecka noszącego ślady przemocy jednak nikt nie szukał. Mimo wieloletniego śledztwa, mnożących się teorii i tajemniczych tropów, zagadkowej sprawy “chłopca z pudełka” do dziś nie udało się rozwiązać.


Fragment policyjnego plakatu z 1957 roku / Philadelphia Police Department / Wikimedia Commons

Ranek 25 lutego 1927 w Filadelfii był zimny i pochmurny. Mimo niesprzyjających warunków młody myśliwy z miejscowości Fox Chase wybrał się na przechadzkę do pobliskiego lasu. Liczył, że w porozstawianych w zaroślach wnykach znajdzie piżmaki, które następnie sprzeda miłośnikom ich niegdyś drogocennego futra. To, na co natknął się w roślinnym gąszczu, przerosło jego najśmielsze oczekiwania.

Przedzierając się przez leśną gęstwinę, młody mężczyzna natrafił na leżące na ziemi małe, tekturowe pudełko po kołysce. Kierowany ciekawością otworzył je, a wtedy jego oczom ukazał się widok, którego z pewnością nie zapomniał do końca swoich dni. W kartoniku znajdowało się nagie ciało dziecka. Było tak drobne i kruche, że niemal przypominało lalkę. Niestety, nie była to zabawka.

Myśliwy w obawie, że służby skonfiskują zastawione przez niego pułapki, nie zgłosił swojego odkrycia policji. Zrobił to dopiero student, który niedługo później wbiegł do lasu zupełnie przypadkiem, goniąc uciekającego królika. Chłopak również nie kwapił się do rozmowy z funkcjonariuszami, lecz powracający w myślach obraz dziecięcych zwłok nie dawał mu spokoju. Na drugi dzień młodzieniec wybrał się na komendę.

Zdjęcie z miejsca znalezienia zwłok / Philadelphia Police Department / Wikimedia Commons

Ofiara przemocy domowej?

Zabezpieczone przez funkcjonariuszy ciało w pierwszej kolejności zostało przekazane na sekcję. Lekarze sądowi ustalili, że zwłoki należą do chłopca. Dziecko było skrajnie niedożywione, ważyło zaledwie około 13 kg, a spod skóry wyraźnie odstawały mu kości. Stan ofiary uniemożliwiał medykom dokładne określenie jej wieku, jednak pełne mleczne uzębienie wskazywało, że maluch miał nie więcej niż 6 lat.

Chłopiec nie miał na sobie żadnych ubrań, jak podaje “Philadelphia Magazine”, owinięto go jedynie w brązowo-zielony koc w indiańskie wzory. Koroner zauważył, że kilkulatek na pierwszy rzut oka wydawał się zadbany, jego paznokcie zostały starannie przycięte, a włosy świeżo ostrzyżone. Wstępne ustalenia mogłyby sugerować, że dziecko za życia znajdowało się pod dobrą opieką. Doświadczeni lekarze jednak nie dali się zwieźć pozorom.

Kępki obciętych włosów, które przyczepiły się do różnych części ciała chłopca, świadczyły, że został on ostrzyżony już po śmierci. Na skórze zmarłego odnotowano liczne siniaki i zadrapania. Pod jego brodą znajdowała się blizna w kształcie litery „L”, a na podstawie śladów na kostce i w pachwinie medycy sądowi wydedukowali, że maluch przeszedł w przeszłości kilka zabiegów chirurgicznych. Jako prawdopodobną przyczynę śmierci wskazano uderzenie w głowę tępym narzędziem.

Władze próbowały wszystkiego

Początkowo policjanci spodziewali się, że ze względu na młody wiek zmarły zostanie szybko zidentyfikowany przez szukających go rodziców. Tak się jednak nie stało. Filadelfijscy funkcjonariusze nie mieli jeszcze wtedy pojęcia, że przyszło im pracować nad jedną z najbardziej tajemniczych spraw kryminalnych w historii Stanów Zjednoczonych.

Rysopis chłopca nie pasował do opisu żadnego z zaginionych dzieci z okolicy. Śledczy pobrali od denata odciski palców, te jednak również nie widniały w żadnej bazie danych. Miejsce znalezienia zwłok przeszukano kilkukrotnie, ale nie znaleziono tam żadnych istotnych tropów. W sprawie pojawiało się coraz więcej niewiadomych, a odpowiedzi wciąż brakowało.

W końcu władze stanu w nadziei na ustalenie tożsamości ofiary rozesłały po mieszkańcach blisko 400 tys. ulotek opatrzonych jej wizerunkiem, pozyskanym dzięki rekonstrukcji kryminalistycznej twarzy, a także zdjęciem specyficznego koca, w które była owinięta. Broszury rozwieszano w publicznych miejscach, a nawet dołączano je do listów z rachunkami za gaz. Do służb zaczęły zgłaszać się osoby twierdzące, że mogą posiadać informacje na temat „chłopca z pudełka”, jak okrzyknęła go prasa. Wszystkie wskazówki jednak ostatecznie prowadziły donikąd.

Plakat policyjny z 1957 roku / Philadelphia Police Department / Wikimedia Commons
Kryminalistyczna rekonstrukcja twarzy chłopca / Wikimedia Commons / Carl Koppelman

Jasnowidz ostatnią deską ratunku

Śledztwo stanęło w miejscu i pozostaje tam do dzisiaj. Na przestrzeni lat tajemnicą „chłopca z pudełka” zajmowało się wielu specjalistów z zakresu kryminalistyki, jak również amatorskich miłośników zagadek kryminalnych. Duże zainteresowanie sprawą, związane m.in. z jej szerokim nagłośnieniem w mediach, doprowadziło do powstania wielu hipotez na temat tożsamości dziecka i okoliczności jego śmierci.

Jedna z popularnych wersji wydarzeń zakładała, że chłopiec mieszkał z rodziną prowadzącą dom zastępczy w Filadelfii. Do takiego wniosku doszedł jasnowidz, poproszony o pomoc przez szczególnie zainteresowanego sprawą śledczego, Remintona Bristowa. Jak donosi „Court TV”, „medium” podało szczegółowy opis budynku, w jakim w przeszłości miało mieszkać dziecko. Na tej podstawie mężczyźnie udało się wskazać małżeństwo, które rzekomo się nim opiekowało.

Opierając się na zeznaniach pary żyjącej w opisanym przez jasnowidza obiekcie, Bristow nabrał przekonania, że córka właścicieli domu zastępczego mogła zajść w niechcianą ciążę, a jej potomka ukrywano przed światem i w końcu zabito, bądź też maluch zmarł przez przypadek. Według śledczego ciało bękarta następnie porzucono, by “wpadka” nie psuła reputacji dziewczyny.

Podejrzenia dociekliwego funkcjonariusza zaczęły nabierać klarowności, gdy w domu pary odkrył on kołyskę tej samej firmy, która widniała na pudełku znalezionym w lesie. Małżeństwo było także w posiadaniu koca podobnego do tego, jakim owinięto ofiarę. Policja jednak nie podjęła tropów i śledztwa w tym kierunku nie kontynuowano.

Tajemnicza „Martha”

Potencjalny przełom w sprawie nastąpił dopiero w 2002 roku. Wówczas kobieta przestawiająca się jako „Martha” zeznała na policji, że „chłopiec z pudełka” został zabity przez jej rodzoną matkę. Według opowiedzianej funkcjonariuszom historii chłopiec o imieniu Jonathan mieszkał w rodzinnym domu Marthy, gdy ta była jeszcze brzdącem. Enigmatyczna informatorka twierdziła, że jej mama kupiła sobie dziecko tylko po to, by się nad nim znęcać. Kilkulatek miał mieszkać w obskurnej piwnicy i być regularnie molestowany przez swoją opiekunkę.

Jak wynikało z relacji kobiety, jej rodzicielka uderzyła głową przybranego syna w ścianę po tym, jak ten zwrócił podany mu obiad z pieczonej fasoli. Chłopiec miał umrzeć jakiś czas później podczas kąpieli w wannie, w wyniku poniesionych obrażeń. Policja początkowo wzięła na poważnie słowa Marthy, gdyż zgadzały się one z ustaleniami śledczych – w żołądku ofiary znaleziono bowiem niestrawione resztki fasoli, a palce zmarłego były pomarszczone od wody. Te szczegóły znała tylko policja.

Śledczy jednak nie byli w stanie w stu procentach zweryfikować twierdzeń tajemniczej informatorki. W dodatku kobieta znacznie straciła na wiarygodności, gdy w jej dokumentach medycznych znaleziono historię ciężkiej choroby psychicznej. Przedstawioną przez Marthę wersję wydarzeń ostatecznie odrzucono.

Hipotezy na temat okoliczności sprawy do dziś nie przestają się mnożyć. Według niektórych osób blizny na ciele chłopca mogły wskazywać, że wykonywano na nim eksperymenty medyczne. Inni uważają, że był on nielegalnym imigrantem z Europy Środkowo-Wschodniej. W związku z brakiem dostatecznych dowodów historia „chłopca z pudełka” nadal pozostaje zagadką. Być może stale rozwijające się techniki kryminalistyczne kiedyś pozwolą ją ostatecznie rozwikłać.