“Jesionka dla trupa. Reportaż o tym, co robią z nami po śmierci” – RECENZJA

– Gdy mówiliśmy znajomym, o czym piszemy, pytali: „A nie możecie o  czymś innym?”, nasze rodziny zakłopotane zmieniały temat – czytamy we wstępie „Jesionki dla trupa”. Wiem, jak czuli się autorzy. Miałam podobnie, gdy jako młoda dziewczyna postanowiłam zająć się kryminologią. „Przecież to nauka o trupach i obrzydliwych zbrodniarzach” – mówili mi „starsi i mądrzejsi”.

Podobne komentarze słyszałam jeszcze wcześniej, kiedy jako temat do opracowania na maturze ustnej z języka polskiego wybrałam sobie „Motyw śmierci w literaturze i sztuce”. Śmierć to jednak najbardziej “życiowy” temat, jaki tylko można sobie wyobrazić, a fakt, że po 200 tys. lat ludzkiego życia i umierania na tej planecie w naszym społeczeństwie wciąż jest swego rodzaju tabu, czyni ją w moim odczuciu jeszcze bardziej fascynującą.

Gdy zapoznałam się z podtytułem tej pozycji, pomyślałam: „300 stron o zakładach pogrzebowych? Ależ to będzie nudne”. Jakże spłyciłam zarówno problematykę, jak i sam reportaż (za co autorów bardzo przepraszam). Już po kilku rozdziałach zganiłam sama siebie za te pochopne wnioski. W “Jesionce” poruszono całe spektrum wątków z zakresu „co może się z nami stać po śmierci”. Opcji jest bowiem wiele. Wszystko zależy od tego, gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach umrzemy, a także… na kogo trafimy, a dokładniej – w czyje ręce wpadnie nasze truchło. Jak się okazuje, “specjaliści” nie zawsze obchodzą się ze zwłokami tak, jak byśmy sobie tego życzyli.

Wśród osób, które na co dzień niewiele mają do czynienia ze śmiercią, panować może przekonanie, że „najbezpieczniejszym” miejscem, by dokonać żywota, jest szpital. Mieśnikowie obalają te zakorzenioną w głowach większości z nas hipotezę i to w sposób dość brutalny. „Jesionka dla trupa” przepełniona jest anegdotami ze szpitalnych oddziałów, po których nasze postrzeganie służby zdrowia może się już bezpowrotnie podłamać. Inaczej niż to sobie wyobrażamy, wygląda też rzeczywistość w prosektoriach, krematoriach czy zakładach pogrzebowych, o czym również możemy boleśnie przekonać się na kartach książki. Pod tym względem reportaż jest w polskiej literaturze pozycją jak najbardziej unikatową.

W „Jesionce” poznamy także kulisy pracy plastynatorów zwłok, tanatoplastyków i wizażystów pośmiertnych czy pracowników firm sprzątających po zgonach. Ciekawym wątkiem poruszonym przez autorów są szwajcarskie kliniki wspomaganego samobójstwa. Dla Polaków taka idea może wciąż wydawać się kontrowersyjna, w naszym kraju niewiele mówi się o tego typu organizacjach, podczas gdy na Zachodzie stopniowo zyskują one coraz większą popularność. Autorzy porozmawiali z założycielką jednej z nich, kliniki Lifecircle. Erika Preisig zdradziła kilka szczegółów dotyczących swojej niekonwencjonalnej działalności, która nawet w postępowej Szwajcarii ma zarówno zwolenników, jak i przeciwników.

“Jesionka dla trupa” nie jest książką łatwą. Obok różnorakich opowiastek o wpadkach w domach pogrzebowych czy krematoriach podczas przygotowywania zwłok do ich ostatniej drogi, które można podciągnąć nawet pod czarny humor, podawane są nam historie traumatyczne, mogące odcisnąć głębokie piętno na co wrażliwszych czytelnikach. Poznajemy m.in. rodziców zmarłego dziecka, stających w obliczu dramatycznej rozterki – czy naruszyć zwłoki ukochanego syna i pozwolić lekarzom pobrać jego organy, by pomóc osobom, które mają jeszcze szansę na normalne życie? „Żeby ta jego śmierć nie poszła na marne” – jak mówi zrozpaczona bohaterka reportażu. Największe jednak wrażenie zrobiły na mnie chyba opowieści z oddziałów ginekologiczno-położniczych. Niestety, poronienie i strata dziecka to nie jedyne tragedie, z którymi mierzą się tam kobiety. Kuriozalne procedury, przez które muszą one przechodzić później w niektórych szpitalach, są wręcz trudne do wyobrażenia.

Pewne wątpliwości może budzić konstrukcja książki. Rozdziały różnią się od siebie budową – niektóre z nich składają się z krótkich anegdot z różnych miejsc w Polsce, inne to szczegółowe opisy pewnych zjawisk i osobiste historie bohaterów tytułu, a jeszcze inne przybierają formę bliską wywiadowi. Dla niektórych ta forma może okazać się zbyt chaotyczna, inni docenią jej oryginalność i niejednolitość. Będę szczera – mnie struktura treści na początku nieco przeszkadzała, ale z czasem się do niej przyzwyczaiłam, a nawet ją polubiłam.

„Jesionka dla trupa” przypadła mi do gustu przede wszystkim ze względu na jej dwa aspekty. Po pierwsze oferuje ogromny zasób informacji z zakresu nie tylko „pośmiertnych zwyczajów”, ale także medycyny, entomologii, kryminalistyki. Otrzymamy tutaj także parę ciekawostek historycznych czy kryminologicznych. Wydaje mi się, że głodni wiedzy o „trupiej rzeczywistości” w pełni zaspokoją swoją ciekawość. Po drugie, tytuł to także jazda bez trzymanki pod względem emocjonalnym. Kilka opisanych w nim historii nie chciało wyjść mi z głowy jeszcze wiele dni po ich przeczytaniu, powracały w myślach niczym makabryczny, lecz intrygujący bumerang. Choć to reportaż, niektóre rozdziały czytałam z zapartym tchem, nie mogąc doczekać się kolejnej strony. Kilka wieczorów umknęło mi przy tej pozycji niepostrzeżenie, a nad ranem obwiniałam autorów za moje niewyspanie w pracy.

„Jesionka” nie będzie odpowiednia dla wszystkich. Jej tematyka jest po prostu dość… ponura. Przewijające się szczegółowe opisy rozkładających się ciał, procesów pośmiertnych etc., osobom z dużą wrażliwością mogą zwyczajnie się nie spodobać. Zainteresowani tą problematyką jednak z pewnością nie pożałują, że poświęcili swój czas nowemu dziełu małżeństwa Mieśników. Po krótkiej refleksji stwierdzam jednak, że tak naprawdę, wbrew uprzedzeniom czy obrzydzeniom, reportaż ten powinni przeczytać wszyscy. Śmierć dotyczy przecież każdego z nas, i tak jak postrzeganie jej “mistycznego” wymiaru jest kwestią absolutnie indywidualną, tak losy zwłok po ustaniu funkcji życiowych to rzecz ekstremalnie wręcz przyziemna. Wydaje mi się, że warto wiedzieć, jak może wyglądać nasza ostatnia “prosta” na Ziemi.