Sprawa YOGTZE – zagadkowe morderstwo, które wprawiło śledczych w osłupienie
Sprawa YOGTZE, nazywana również „zagadką autostradową”, to jedna z najbardziej tajemniczych, nierozwiązanych zbrodni w historii Niemiec. W latach 80. niemiecki inżynier został zamordowany w bardzo nietypowych okolicznościach, pozostawiając po sobie enigmatyczną notatkę. W niewyjaśniony sposób ofiara przewidziała zbliżającą się ku niej tragedię…
Günther Stoll, 34-letni bezrobotny inżynier żywności z Anzhausen, w 1984 zaczął cierpieć na ostre ataki paranoi. Coraz częściej mówił swojej żonie o tajemniczych ludziach, którzy mieli go śledzić i próbować go „dopaść”. Mężczyzna wyraźnie obawiał się o swoje życie, ale nigdy nie sprecyzował, kto rzekomo chciał zrobić mu krzywdę. Jego zachowanie początkowo przypominało klasyczny przypadek schizofrenii paranoidalnej. Kobieta nie brała słów męża na poważnie.
Obawy Günthera osiągnęły punkt kulminacyjny 25 października, czyli dokładnie w przeddzień jego śmierci. Późnym wieczorem Stoll nagle zerwał się na równe nogi i wykrzyknął do żony: „Teraz już rozumiem!”, po czym chwycił za kawałek papieru i długopis. Na kartce zapisał dokładnie sześć liter, które złożyły się w niezrozumiałe słowo „YOGTZE”. Następnie szybko je przekreślił i bez dalszych wyjaśnień opuścił dom. To był ostatni raz, kiedy żona widziała go żywego.
Nocne błądzenie
Około jedenastej wieczorem Günther udał się do swojego ulubionego pubu w Wilnsdorfie. Po zamówieniu pierwszego piwa niespodziewanie stracił przytomność i upadł na podłogę, raniąc się w twarz. Co szczególnie dziwne, 34-latek nie był wtedy pijany, a klienci lokalu zeznali później, że nawet nie zdążył zamoczyć ust w swoim drinku. Po przebudzeniu się raptownie opuścił bar i udał się do swojego rodzinnego miasta Haigerseelbach.
Mniej więcej o pierwszej w nocy Stoll odwiedził starszą kobietę, którą znał od dzieciństwa. Powiedział jej, że przeczuwa zbliżające się niebezpieczeństwo: „coś się wydarzy dziś wieczorem, coś całkiem przerażającego” – wyznał przejęty. Zaniepokojona tymi słowami staruszka zasugerowała dawnemu znajomemu, by poszedł do swoich rodziców i zwierzył się im ze swoich lęków. Mężczyzna odmówił, twierdząc, że rodzice nie zrozumieją jego obaw. Dodał, że wróci do domu i zamiast tego porozmawia z żoną. Nieszczęśnik jednak nigdy nie dotarł do swojej partnerki.
Tragiczny wypadek czy inscenizacja?
Około trzeciej nad ranem dwóch kierowców ciężarówki odkryło rozbity samochód, leżący w rowie wzdłuż autostrady, ponad sto kilometrów od miasteczka Haigerseelbach. W aucie znaleźli ledwie przytomnego Günthera Stolla, nagiego i ciężko rannego. W ostatniej chwili dostrzegli też tajemniczą postać w białej kurtce, szybko oddalającą się od miejsca wypadku.
Czekając na przybycie policji, kierowcom udało się wyciągnąć z poszkodowanego parę informacji. Ledwo żywy Stoll wyznał, że w samochodzie jechało z nim jeszcze czterech mężczyzn, którzy uciekli zaraz po stłuczce. Kiedy tirowcy zapytali, czy byli to jego znajomi, poszkodowany zaprzeczył. Günther nie zdążył powiedzieć już nic więcej. Zmarł w drodze do szpitala.
Incydent zostałby uznany przez policję za zwykły wypadek, gdyby nie fakt, że ofiara była pozbawiona ubrań. Śledczy czuli się zdezorientowani. Na dodatek sekcja zwłok zamiast wyklarować sytuację, zrodziła jedynie więcej pytań. Medycy sądowi orzekli bowiem, że śmierć Stolla nie nastąpiła w wyniku wypadku samochodowego. Przed kraksą mężczyzna najprawdopodobniej został ranny gdzie indziej, po czym sprawcy musieli umieścić go w samochodzie i zawieźć na miejsce katastrofy.
Śledczy w kropce
Po przeanalizowaniu życiorysu Stolla, policja nie mogła znaleźć powodu, dla którego 34-latek miałby stać się celem morderstwa. Nie był karany, nie posiadał przeszłości związanej z narkotykami ani żadnych podejrzanych incydentów w swojej historii. Nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek miał powód do zabicia inżyniera. Nic, prócz jego złowieszczych przeczuć.
Według najbardziej prawdopodobnego dla policji scenariusza, ofiara sama rozebrała się do naga, została potrącona przez samochód, a następnie przeniesiona do własnego auta przez sprawcę – przed lub po tym, jak się rozbiło. Ta hipoteza jednak też nie do końca zdawała się mieć sens. Żaden z mężczyzn, z którymi Stoll miał rzekomo jechać samochodem, nigdy nie został znaleziony. Śledczy postanowili zatem przenieść swoją uwagę na inny aspekt sprawy – tajemniczą karteczkę, pozostawioną przez zmarłego.
YOGTZE – co autor miał na myśli?
Żona Stolla wyrzuciła do śmierci kartkę, którą mężczyzna zostawił po sobie przed śmiercią. Nie mogła być wówczas świadoma, jak duże znaczenie ten świstek papieru może mieć w niedalekiej przyszłości. Wspomniała o niej jednak podczas przesłuchania, a funkcjonariuszom udało się odtworzyć treść notatki na podstawie pamięci kobiety.
YOGTZE – słowo zapisane przez Stolla w dniu śmierci, nie posiada znaczenia w żadnym znanym języku. Jego małżonka również nie miała pojęcia, co może oznaczać. Policjanci, eksperci, a w późniejszym czasie także „internetowi detektywi” wielokrotnie próbowali złamać kod, ale starania prowadziły jedynie do kolejnych ślepych zaułków.
Niektórzy sugerowali, że „G” to tak naprawdę „6, pisane jako” YO6TZE”. Jedna z wersji głosi, że YOGTZE lub YO6TZE to tablica rejestracyjna samochodu, z którym zderzył się Stoll. To oznaczałoby, że zmarły w jakiś sposób przewidział, że zostanie potrącony dokładnie przez to auto. Hipotezy nie udało się potwierdzić. Inna wersja nawiązuje do rumuńskiej stacji radiowej, gdzie znakiem wywoławczym jest właśnie YO6TZE. Poza zbiegiem okoliczności, nie dowiedziono żadnego konkretnego związku.
Możliwe też, że YOGTZE tak naprawdę w ogóle nie ma znaczenia. Istnieje prawdopodobieństwo, że tajemniczy zlepek liter jest po prostu owocem paranoicznych myśli chorego psychicznie człowieka. Sprawa Günthera Stolla została uznana przez władze niemieckie za morderstwo, ale nigdy nie znaleziono dla niej wyjaśnienia. Główny detektyw z Hagen przeanalizował ponad 1200 tropów, bez skutku. Od tamtej pory sprawa jest ponownie rozpatrywana co roku przez biuro prokuratora generalnego w nadziei, że ostatecznie uda się ją rozwiązać.